fot. Zdjęcie: UFC.com
Aktualności
Joanna Jędrzejczyk przez pandemię koronawirusa musiała pozostać w Polsce. Jak zawodniczka wykorzystuje więcej wolnego czasu?
Jest dobrze, choć ciężko. Jestem człowiekiem pracującym codziennie, a wszyscy jesteśmy bardzo ograniczeni. Ale tydzień temu nagrywałam reklamę, także życie powoli wraca do normy – mówiła była mistrzyni – Uważam, że koronawirus pozwala nam się zatrzymać i docenić jeszcze bardziej to co mamy oraz bliskość ludzi. Zaczęłam grę na pianinie, którą długo odkładałam. I chcę wrócić do nauki hiszpańskiego. Wyciągnęłam notatki sprzed dziesięciu lat. Uwielbiam mówić w tym języku.
JJ przyznała, że miała już w głowie myśl, by odłożyć na bok MMA. Jednak dzięki świetnemu występowi przeciwko Weili Zhang nakręciła się na kontynuowanie występów. I to mimo porażki z Chinką.
Ludzie wróżyli mi koniec kariery już bardzo dawno. Po tym jak przegrałam z Rose (Namajunas). Rzeczywiście gdy byłam mistrzynią, to gdzieś tam planowałam wyrównać rekord obron tytułu Rondy Rousey, albo przekroczyć go i skończyć karierę. Tak się nie stało. Przyznam, że po ostatniej walce (z Weili Zhang) miałam dość. Przygotowania były bardzo ciężkie. Byłam bardzo skupiona i jeszcze bardziej zdyscyplinowana niż wcześniej. Pokazując się z tak dobrej strony w walce z Weilu żal jednak zostawić ten sport. Chcę więcej trenować i walczyć o ważne tytuły – zadeklarowała weteranka.
Jędrzejczyk w UFC zadebiutowała sześć lat temu. Po znakomitej serii przyszły jednak pierwsze porażki i nieco słabsze występy. Polka potrafiła się zmotywować, by w ostatnim starciu, z Zhang znowu pokazać swoją pazerność i chęć rywalizacji. Joanna zaznaczała też, że poziom kobiecego MMA, zwłaszcza w UFC cały czas się podnosi.
To są plusy i minusy bycia mistrzynią przez długi czas. Zdominowałam wagę słomkową w UFC. Wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Wszyscy analizowali moje walki, bo wiadomo, że każdy chce walczyć z najlepszymi. Przez tyle lat miały zebrało się wystarczająco materiału, aby rywalki mogły mnie śledzić. Poziom kobiecego MMA cały czas rośnie. Zawodniczki zauważyły, że bycie znakomitym atletą, a do tego charyzma mogą doprowadzić kogoś na sam szczyt, nie tylko pod względem sukcesu sportowego. Jeżeli chodzi o Weili, to pokazała się z nieco innej strony niż w innych walkach. Ona wyrzuca naprawdę silne ciosy nokautujące. A jednak było dość dużo półdystansu. Nie chciałyśmy odpuścić i każda z nas dołożyła wszelkich starań, aby wygrać. Przez dwie noce nie widziałam na prawe oko. W pięciu procentach widziałam na lewe. Guz z głowy zszedł po trzech, czterech godzinach – mówiła Jędrzejczyk.
Wiem czemu doszłam na sam szczyt. To nie było tylko to, że jestem świetną atletką ale też charakter i charyzma którą ludzie we mnie dostrzegli. Dana White to wykorzystywał dając na bardzo duże gale, a ta kula promocji toczyła się dalej. Pomimo, że straciłam pas to nadal żyję amerykańskim snem – dodała.
Jędrzejczyk podkreśliła, że nie zastanawiała się zbyt długo nad zmianą systemu treningowego gdy padła propozycja opuszczenia Olsztyna i przygotowań do walk w USA. Jest wdzięczna polskim trenerom, ale potrzebowała zmian pod względem wsparcia psychicznego. W pewnym momencie była na skraju wyczerpania mentalnego. Choć z pomocy psychologów nie korzysta.
To, że dołączyłam do American Top Team to była dobra decyzja. Podjęłam ją bardzo szybko. Wyjazd był spontaniczny. Każda decyzja o zmianie w naszym życiu są ciężkie do podjęcia. Ale wcześniej czy później przynoszą jakieś skutki. Mam tam jakiś komfort, którego tutaj nie miałam. Choć oddaję szacunek moim byłym trenerom z Anarchionu. Zdobyliśmy pas, doszliśmy naprawdę wysoko. Ale potrzebowałam nowego wiatru – tłumaczyła JJ.
Przeczytaj też: Joanna Jędrzejczyk: Czułam się jakbym potrzebowała dwunastu miesięcy przerwy
Data publikacji: 7 maja 2020, 20:27
Zobacz również