Właściciele KSW
fot. KSW
Udostępnij:

Aktualności

Nowy program telewizyjny ogłoszono w trakcie gali KSW 52. Natomiast premiera zaplanowana jest na 6 marca. Organizacja poszukuje zawodników, którzy mają za sobą występy w klatce, ale są na początkowym etapie kariery. Zostaną oni zamknięci w domu pełnym kamer i będą rywalizować o kontrakt z KSW.

Chcemy pokazać życie zawodnika. W jednym domu zamkniętych jest dziesięciu mężczyzn rywalizujących w jednej kategorii wagowej. O tym, czy wypadają z niego, decydują walki. Raz w tygodniu jest walka, przegrany odpada, zwycięzca stoczy trzy walki, a finał odbędzie się na gali KSW – powiedział Maciej Kawulski, współwłaściciel KSW w rozmowie dla portalu „Wirtualne Media”.

Telewizję Polsat do poszerzenia oferty programowej skłoniły prawdopodobnie sukcesy takich formatów jak powrót „Big Brothera” czy „Love Island”. Trzeba wziąć też pod uwagę dużą popularność show „The Ultimate Fighter” w Stanach Zjednoczonych. Z niego kilku zawodników otrzymało przepustki do UFC, organizacji Dany White’a.

Castingi trwają, a zgłoszenia można przesyłać na adres mailowy –  [email protected].

Przeczytaj też: Scott Askham: W każdej walce jestem skazywany na porażkę


Kamil Gieroba
Data publikacji: 11 grudnia 2019, 13:15
Zobacz również
Askham
fot. Zdjęcie: MMA Junkie
Udostępnij:

Aktualności

Scott Askham w sobotę na gali KSW 52 pokonał Mameda Khalidova. Wielu nadwiślańskich fanów nie dawało większych szans Brytyjczykowi w pojedynku z Olsztynianinem. To nie pierwszy raz kiedy Askham wychodzi do klatki w roli underdoga. Było tak i tym razem, jednak po raz kolejny mistrz organizacji KSW pokazał, że warto na niego stawiać. Na dystansie trzech rund wypunktował 39-letniego Khalidova i tym samy zanotował 4 zwycięstwo pod banderą KSW.

Dobrze. Mamed mówił również, że Michał Materla wygra turniej kategorii średniej. Podoba mi się to bardzo, że w każdej walce jestem skazywany na porażkę. Niech Mamed mówi, że Narkun mnie pokona. Bardzo mnie to cieszy, uwielbiam być „underdogiem”, a ostatecznie wygrywać. To fantastyczne uczucie. Tomaszu, zróbmy to!

– powiedział Scott Askham dla Polsatu Sport.

Po zwycięstwie Anglik zaprosił kolejną gwiazdę KSW do tańca. O kim mowa? Tomasz Narkun. Długo nie trzeba było czekać na odpowiedź Berserkera, który garnie się do walki z Askhamem.

Myślę, że mógłbym spróbować zabrać mu pas. Wiadomo, że każdy chciałby być podwójnym mistrzem. Zróbmy to dla fanów, pięć rund, walka o pas. Musimy usiąść do rozmów z moim menadżerem oraz włodarzami KSW. Jeżeli kibice będą chcieli, to ja jestem chętny. Jeśli nie, to myślę, że organizacja znajdzie mi innego rywala.

– komentuje propozycje walki z Narkunem, Scott Askham.

Kibice po pojedynku spuścili psy wojny i zarzucali Anglikowi „przeleżenie” Mameda i nie podjęcie rękawic do walki w stójce. Scott przyznał, że chciał pokazać swoje umiejętności grapplerskie oraz, że nie zawsze styl walki może być porywający.

Tak spróbował mnie poddać skrętówką. Kwestią czasu było, kiedy się uwolnię. Skupiłem się na tym, żeby wyjść z tej sytuacji. Chciałem pokazać, że jestem świetnym grapplerem, zaprezentować swój styl. Może mogłem postarać się jeszcze bardziej. Na pewno udało mi się zastopować Khalidova i to się liczy. Nie zawsze można być spektakularnym. Czasami trzeba po prostu wygrać.

– zdradził 31-letni Anglik pochodzący z Doncaster.

Przeczytaj także: Damian Janikowski zabiera głos po KSW 52


Data publikacji: 11 grudnia 2019, 11:00
Zobacz również
Thiago Santos 2020 roku
fot. Zdjęcie: ufc.com
Udostępnij:

Aktualności

Obecnie przechodzący rekonwalescencje po operacji obu kolan, Thiago Santos ma zamiar powrócić do oktagonu UFC w połowie 2020 roku.

„Z moim kolanem jest coraz lepiej. Moja rekonwalescencja przebiega dobrze. Zacząłem trenować w UFC Performance Institute i mam nadzieję, że wkrótce powrócę. Może w czerwcu lub wcześniej.

-powiedział w wywiadzie dla MMA Junkie.

Santos przegrał swój ostatni pojedynek z Jonem Jonesem, w lipcu na gali UFC 239, przez niejednogłośną decyzję sędziów. W ciągu ostatnich dwóch lat, Thiago walczył aż siedem razy, dlatego jest mu teraz trudno, być tylko biernym obserwatorem.

„Tak, jest ciężko, ponieważ walczyłem często i byłem aktywny. Nigdy nie miałem dłuższej przerwy niż sześć miesięcy, a teraz prawdopodobnie będę pauzował rok. To trudne, ale, jak powiedziałem, cieszę się z mojego powrotu do zdrowia i staram się spędzić wakacje, ciesząc się innymi rzeczami.”

Chociaż „Marreta” z przyjemnością zrewanżowałby się Jonesowi, to rozumie, że sytuacja w dywizji półciężkiej zmieni się do czasu jego powrotu. „Bones” zmierzy się z Dominickiem Reyesem na gali UFC 247 w lutym, a nieoficjalny eliminator do pasa, czyli Corey Anderson vs Jan Błachowicz odbędzie się tydzień później w Rio Rancho.

„Zobaczymy, co przygotuje dla mnie UFC. Jeśli dadzą mi walkę o pas to w porządku. Dla mnie to nie ma znaczenia, ale jeśli muszę wcześniej wygrać jedną walkę, to też w porządku. Jestem głodny walki, więc cieszę się, że znów będę walczył. Bez znaczenia, czy od razu zawalczę o pas, czy muszę wygrać jeszcze jeden pojedynek.”

Przeczytaj także: Urijah Faber: Jose Aldo jest w stanie zrobić wagę, ale może nie być to dla niego dobre


Data publikacji: 11 grudnia 2019, 9:39
Zobacz również
Damian Janikowski KSW
fot. Fot. facebook.com/konfrontacja
Udostępnij:

Aktualności

Kołecki dopadł Janikowskiego pod siatką w trakcie drugiej rundy. Tam wyprowadził serię szybkich ciosów, które zmusiły sędziego do interwencji i wskazania na podopiecznego Mirosława Oknińskiego jako zwycięzcę.

Czas na podsumowanie

To była wyjątkowa gala i mam nadzieję, że moja walka z Szymonem mogła się podobać. Gratuluję @szymonkolecki za twardy, zacięty, sportowy bój i gratuluję wygranej.💪

Dla mnie było to ogromne doświadczenie i duże wyzwanie bić się z tak dużym gościem

Ostatecznie walczyłem w wyższej wadze. Różnica kilogramów była bardzo odczuwalna. Szymon wykazał się bardzo dużą odpornością na ciosy i zachował więcej sił. Nie tłumacząc się szczegolnie dałem ciała, bo nie wykorzystałem swoich wszystkich umiejętności.

Poszedłem trochę jak koń pociągowy z klapkami na oczach.( może to przyzwyczajenia zapaśnicze aby w każdej sek. Walki zdobywać dominację ) Za duże tempo , z a dużo klinczu, prób ktore tak bardzo spinają ręce. ( słyszałem narożnik, który krzyczał abym nie szarpał się z Szymkiem, tylko pościł i zaczął uderzać, to co wychodziło ) Kluczem do tej walki było chodzenie, luźne boksowanie i okopywanie nóg.

Pod koniec walki otrzymałem cios w oko i wydawało mi się że wszedł palec. Kompletnie przestałem widzieć. Sygnalizowałem to sędziemu, ale on nie przerwał walki i to był w sumie koniec. Dostałem trzy mocne ciosy, po których już nie kontrolowałem samego siebie. No ale tak tez czasem bywa 👀

Jak widzicie celem moich promotorów czyli KSW nie jest sztuczne budowanie rekordu, tylko duże zestawienia i tak już było od pierwszej walki.

Wszyscy moi przeciwnicy byli ode mnie dużo bardziej doświadczeni a teraz wycieczka do wagi półciężkiej. Ale luz 🙂 Jestem fighterem, bije się i będę się bił dalej. Oby dużo mądrzej.✊🏻😼 Obwiniam tylko siebie bo w ferworze walki nie do końca słuchałem narożnika.

Czas chwilę odpocząć, spędzić czas z rodziną, z najbliższymi i wyciągnąć wnioski. Po nowym roku znów zobaczycie Damiana w klatce.
Bardzo dziękuję Wam – kibicom. Czułem ogromne wsparcie w czasie przygotowań, na hali i zaraz po walce.

Jeszcze nie raz dam Wam powody do dumy. DUMNI PO ZWYCIĘSTWIE, wierni po porażce . Takich Was Mam .
Dziękuję mojej żonie Karolina Janikowska za wytrwałość szczególnie, kiedy niedawno na świat przyszła nasza druga córeczka Aleksandra .
Podziękowania dla mojego Menago wraz z żona za ciężka solidna prace : Michał Pernach Agnieszka Pernach

Dziękuję mojemu teamowi : Robert Jocz Krzysztof Gutowski Adam Grabowski BJJ Mateusz Kempiński
Dziękuję chłopakom z klubu Berkut WCA Fight Team – napisał Janikowski na Facebooku (pisownia oryginalna).

 

https://www.facebook.com/DamianJanikowskiOfficial/posts/2630265527054119?__xts__%5B0%5D=68.ARCM4FJPFEv27XThx_Xb7LSVXnQdQI1SvRW7m5P_0FidSxWccar2gF9QrHTBPIUydr7nZvk3CRZSbBczm_PbIuoYIwbootXRyPynAutN2ITL1EhNpqMUnJawNPjvJ_pnKGchJ7EsUPIii17DHxPDOAnrG1Qwj833KvKsp5JGjPPR4Fc-3AE1itSCqW_LteuDCkmR9EpZ9jMsco7I-tzcV0apEP6tiY5CRjrlJ3A9tJlEzBFx-R1R3Df3B_M8-TmZ9j6fPdAKJBbmTwAJTkgI-jz7uHwl1D_1fntQjWjolANZuqy12Wcxv0b1pyImXarAeI7YlNMX5VnO1y1gXnuo-Im3fQ&__tn__=-R

Przeczytaj też: Szymon Kołecki vs. Łukasz Jurkowski – fani wskazują zestawienie na PGE Narodowy!

Kamil Gieroba
Data publikacji: 10 grudnia 2019, 23:15
Zobacz również
Urijah Faber Jose Aldo
fot. Zdjęcie: MMA Junkie
Udostępnij:

Aktualności

Urijah Faber jest przekonany, że Jose Aldo jest w stanie osiągnąć limit kategorii koguciej, jednak obawia się o dyspozycję byłego mistrza dywizji piórkowej.

Faber, który na początku swojej kariery balansował  pomiędzy wagą bantamową a piórkową, ostatecznie zdecydował się pozostać przy 135 i od dziewięciu lat rywalizuje w tej klasie wagowej.

Tak jak większość ludzi, Faber ma również obawy związane ze zbijaniem wagi przez Aldo, Niepokoi się także tym, jak bardzo wyczerpany wyglądał na zdjęciach przed walką z Marlonem Moraesem w sobotę na UFC 245.

Aldo, w mojej opinii, jest jednym z najlepszych zawodników, którzy kiedykolwiek zaszczycili ten sport. Widząc go, jak tnie wagę, wiem, że jest na tyle silny psychicznie, by to zrobić. Nie wiem, czy to będzie najlepsze dla jego ciała. Pamiętam, kiedy pierwszy raz to zrobiłem, byłem nadwyrężony. Byłem zdenerwowany tym, jak to się skończy. Popełniłem kilka błędów i zbiłem wagę zdecydowanie za wcześnie, co bardzo mnie wyczerpało.  Myślę, że on może robić to samo. Nie sądzę, żeby to było dla niego dobre. Mam nadzieję, że jest w stanie zawalczyć jak stary Jose Aldo, którego wszyscy znamy. Jednak tylko czas pokaże to na pewno.

Urijah Faber wystąpi na tej samej gali co Jose Aldo. Pierwszy pogromca Dominicka Cruza podejmie Petra Yana. Jeśli Faber zwycięży, znajdzie się z powrotem w strefie umożliwiającej walkę o pas.  Wówczas losy Fabera i Aldo skrzyżują się ponowie. Po raz pierwszy walczyli w 2010 roku o pas wagi piórkowej WEC. Aldo zdominował całkowicie Fabera, bezlitośnie okopując nogę rywala swoimi firmowymi lowkickami. Faber przyznał, że byłby szczęśliwy, gdyby ponownie mógłby zmierzyć się z Aldo. Póki co jednak koncentruje się na najbliższym starciu.

Nie próbuję walczyć z każdym w dywizji. Jest  kilka kluczowych dla mnie walk. Aktualnie mam jedną, na której się skupiam.

Czy chcielibyście zobaczyć ponowne starcie Urijaha Fabera z Jose Aldo?

Zobacz także: Tomasz Narkun akceptuje wyzwanie Scotta Askhama!


Data publikacji: 10 grudnia 2019, 15:50
Zobacz również
Łukasz Jurkowski
fot. Zdjęcie: KSW
Udostępnij:

Aktualności

Propozycję takiego zestawienia zaproponowali fani, a idę szybko podchwycili Mirosław Okniński i Łukasz Jurkowski. Jednak wielu internautów wyśmiało również szanse „Jurasa” w tym pojedynku.

Ten postanowił odpowiedzieć na Facebooku.

Już? Pośmiali się, po ubliżali, skreślili na starcie, znaleźli kwaterke na cmentarzu? No to powiem Wam coś czego pewno i tak nie zrozumiecie. Życie polega na kolekcjonowaniu wrażeń i realizacji marzeń, a nie bezpiecznej wegetacji. Czasami warto wyjść poza strefę komfortu i zrobić coś fajnego. Dla siebie. Całe życie szukam wyzwań, głównie dlatego walczę od 20 lat. Nigdy nie wybierałem sobie łatwych rywali, a wręcz przeciwnie.

W czasach mojego prime dostawałem listę 5 rywali i ZAWSZE wybierałem najmocniejszego. Wygrywałem czy przegrywałem ale próbowałem. To samo było z Sokodjou. Miał mnie zmielić i wypluć w pierwszej rundzie. Udało się. Walke z Szymonem wymyśliliście Wy, kibice. Jak znam plany KSW to pewno mają zupełnie inny plan na karierę mistrza Kołeckiego. Ja już swoją zakończyłem, a wróciłem po kolejną dawkę emocji i adrenaliny. Jednak gdyby taka oferta była rzeczywiście to…przyjmę z zaszczytem i zrobię wszystko aby być gotowy w 100%. Lubię wyzwania, a nie bezpieczny pokoik u mamusi w domu. Tym się różnimy. To zaprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem obecnie. Chcielibyście mieć takie „problemy” jak ciężka walka z mega nazwiskiem za grube siano przed milionem widzów😉

Walka dla kasy? KAŻDY zawodowiec walczy dla kasy i chce jej jak najwięcej. Wy do roboty idziecie za darmo? W Waszej raczej nie ryzykujecie życia. Boli, że zarabiam hajs, że nie równam w dół do ogółu, że mam ambicje, że mi się w życiu udało,że mam swoje zdanie często inne od Twojego? Niech boli i to mocno. Gardzę ludźmi zawistnymi. Wspieram za to tych, którzy podadzą Ci rękę kiedy jej potrzebujesz. Jestem dobrym człowiekiem. Dlaczego zatem próbujesz mi wmówić, że jest inaczej skoro mnie nie znasz?

Od życzenia kibiców do wejścia do klatki daleka droga, więc ochłońcie😉 Zobaczymy co przyniesie przyszłość.

Dziękuje wszystkim życzliwym. Robimy swoje. Najlepszego – napisał Juras (pisownia oryginalna).

https://www.facebook.com/jurasmma/photos/a.10152521041480931/10158276661860931/?type=3&theater

Co ciekawe Szymon Kołecki w jednym z ostatnich wywiadów także odniósł się do propozycji fanów. Stwierdził, że trudno mu walczyć ze znajomymi ale jeżeli włodarze na to przystają, to zaakceptuje wyzwanie.

Przeczytaj też: Szymon Kołecki vs. Łukasz Jurkowski – fani wskazują zestawienie na PGE Narodowy!


Kamil Gieroba
Data publikacji: 10 grudnia 2019, 10:22
Zobacz również
Gutowski Sudolski
fot.
Udostępnij:

Aktualności

Gutowski na zawodowstwie jest od 2010 roku, gdy stoczył pojedynek z Danielem Omielańczukiem. Później Gutek zanotował dwa kolejne zwycięstwa. W 2012 roku szczecinianin pokonał przez poddanie w 1. rundzie Marcina Elsnera, w odstępie ośmiu miesięcy dwukrotnie jednogłośną decyzją sędziów wygrał z Maciejem Browarskim oraz zwyciężył Marcina Wójcika. Po czteroletniej przerwie od startów w październiku 2018 roku Gutowski wygrał przez nokaut w 3. rundzie z Adamem Wiśniewskim. W swoim debiucie na FEN uległ Wojciechowi Januszowi.

Sudolski w styczniu 2013 roku zadebiutował na zawodowstwie i jednogłośną decyzją sędziów wygrał wtedy z Grzegorzem Cieplińskim. Później trzy kolejne starcia zwyciężył przez TKO zostawiając w pokonanym polu Pawła Grazewicza, Marcina Filipczaka i Krzysztofa Klepacza. Ostatni pojedynek Sudolskiego również zakończył się zwycięstwem, tym razem podczas gali Babilon MMA 9. Zawodnik ze Szczecina wygrał z Mateuszem Ostrowskim dzięki jednogłośnej decyzji sędziów.

KARTA WALK FEN 27:

70,3 KG, MMA: Mateusz Rębecki VS Magomed Magomedov*
93,0 KG, MMA: Wojciech Janusz VS TBA
120,2 KG, MMA: Marcin Sianos VS TBA
56,7 KG, MMA: Katarzyna Lubońska VS TBA
77,1 KG, MMA: Kamil Gniadek VS Michał Balcerczak
70,0 KG, K-1: Marcin Parcheta VS TBA
93,0 KG, MMA: Michał Gutowski VS Łukasz Sudolski
77,1 KG, MMA: Samuel Vogt VS TBA
61,2 KG, MMA: Patryk Trytek VS Igor Wojtas

*Walka o pas mistrzowski


Data publikacji: 10 grudnia 2019, 10:14
Zobacz również
Bonusy KSW 52
fot.
Udostępnij:

Aktualności

KSW 52 – bonusy dla najlepszych rozdane. Bez wątpienia będzie pretendować do miana jednej z najlepszych gal w historii organizacji KSW. Do zwyczajowych trzech bonusów rozdawanych po wydarzeniach lidera europejskiej sceny MMA. Tym razem szefowie KSW zdecydowali się dodać jeszcze jeden – za najlepszy występ wieczoru – i uhonorować nim zjawiskowego posiadacza pasa w kategorii piórkowej. Salahdine Parnasse, który po raz kolejny pokazał, że z każdym kolejnym starciem coraz trudniej znaleźć będzie przymiotniki określające jego niewiarygodne umiejętności.

Z listy fenomenalnych nokautów, które oglądali kibice zgromadzeni w Arenie Gliwice i setki tysięcy fanów przed telewizorami, za najlepszy uznany został ten autorstwa Macieja Kazieczki. Nagroda za poddanie wieczoru powędrowała oczywiście do Karoliny Owczarz, natomiast za najbardziej widowiskowy bój uznano krwawą i pełną zwrotów akcji potyczkę Michała Michalskiego i Alberta Odzimkowskiego.

Przeczytaj także: Łukasz Jurkowski vs. Szymon Kołecki?


Data publikacji: 10 grudnia 2019, 10:08
Zobacz również
Conor McGregor
fot.
Udostępnij:

Aktualności

Jak to się stało, że ze zwykłego zawodnika Conor McGregor stał się największą gwiazdą MMA na świecie? Ba, największym i najlepiej opłacanym nazwiskiem w historii tej dyscypliny? Przecież nie dlatego, że był ze wszystkich najlepszy. Jasne – dawał super walki, pokonując kolejno: Brimage’a, Hollowaya, Brandao, Poirera, Sivera, Mendesa i Aldo, ale przecież nie on jeden pokonywał siedmiu przyzwoitych, czy nawet bardzo dobrych przeciwników z rzędu. Nie on jeden nokautował wielu z nich w pierwszych rundach. Różnicę zrobił fantastyczny pomysł na siebie. Kiedy inni myśleli, że wystarczy wybrać sobie groźny przydomek, muzyczkę na wejście i fajną czapkę na głowę, Conor stworzył personę. Stworzył mit szalonego Irlandczyka, który nie boi się nikogo i niczego, który nie cofnie się przed żadnym wariactwem, bo żyje dokładnie tak, jak chce żyć. Jest bezkompromisowy i nie do pokonania. A potem ten mit sprzedał.

Najpierw biznesmen, potem zawodnik

Początek 2016 roku – McGregor zaczyna beef z Rafaelem dos Anjos. – Conor uczyni mnie bogatym kochanie, ubieraj czerwone majteczki – krzyczał na konferencji prasowej Irlandczyk. Wybierając RDA po raz pierwszy uznał, że dobrym dla niego rozwiązaniem jest pójście do wyższych kategorii wagowych. Dobrym biznesowo, bo sportowo niekoniecznie…

McGregor ma 175 cm wzrostu. Waży 70kg (według wikipedii). RDA o 7kg więcej. Dużo? Tak, szczególnie jeśli jesteś strikerem i masz walczyć z kimś o dużo lepszym parterze. Tobie trudniej go znokautować, jemu łatwiej skontrolować ciebie. Conor to oczywiście wie, tyle że przestaje myśleć jak sportowiec, myśli jak biznesmen, równocześnie wciąż wypowiadając się, jak wykreowana przez siebie postać – niepokonany Notorius. Fani szaleją, jeszcze mocniej wierząc, że ich idol jest nie do pokonania. Liczby rosną, zainteresowanie także, Conor jest na szczycie.

Jak było później? Wiemy doskonale – RDA wypada z rozpiski, jako zastępstwo w ostatniej chwili pojawia się Nate Diaz. 183 cm wzrostu, fantastyczna odporność na ciosy, 5cm większy zasięg. Na codzień zapewne ważący dużo więcej, niż Irlandczyk. Można zawalczyć z nim w 155 – Diaz się zgodzi, a jak nie on to ktoś inny – kto odmówiłby Conorowi i takiej kasie? Ale nie – McGregor może się bić w 170 – przecież i tak jest nie do pokonania. Wychodzi więc na przeciw dużo wyższego, znacznie cięższego zawodnika, który ma świetną stójkę i fantastyczne BJJ.

Rear naked choke kończy walkę z młodszym z Diazów. Cały świat obiegają zdjęcia duszonego aroganta. Haterzy się cieszą, a potencjalni rywale nie szczędzą złośliwości. Czy był bez szans? Oczywiście że nie – Conor był na początku tej walki lepszy, ale musiał w niej zrobić dużo więcej, niż jego rywal. Wygrywał z Diazem w stójce, jak nikt wcześniej. Trafiał, usadzał go, wyglądał genialnie. Ale Nate ma już inną odporność na ciosy. To nie jest Chad Mendes, to nie jest Diego Brandao – to jest 25 funtów więcej! Więc Nate wytrzymuje, ma lepsze kardio, ma lepszy parter – wygrywa.

Czy ta historia nie mogła potoczyć się inaczej? Rewanż z Hollowayem? Rewanż z Aldo? Walka z Jeremy Stephensem? Niestety nie mogła, bo McGregora przestała już interesować tradycyjna, sportowa kariera. Dla niego droga Silvy, Jonesa, czy GSP była zbyt długa i zbyt zwyczajna.  Przecież on tu nie przyszedł, po to żeby brać udział, ale żeby rozbić bank. Większy, niż ktokolwiek przed nim.

Biznesman się nie cofa

McGregor kombinuje co dalej. Niby mógłby powiedzieć: to nie moja kategoria wagowa, jestem królem w innej, ale to zamknęłoby mu drogę do champ-champ, a przecież to był jego pierwotny pomysł (RDA był wówczas panującym mistrzem wagi lekkiej). Więc musiał postawić wszystko na rewanż z Diazem. I tym razem, po raz przedostatni zamysł biznesowy Irlandczyka przełożył się na wynik sportowy.

W rewanżu dostaliśmy jedną z najlepszych walk w historii. Absolutną perełkę, walkę w której było wszystko. Conor ją wygrał (jak ktoś ma wątpliwości polecam analizę Firasa Zahabi), a sama gala przebiła wszystkie rekordy PPV w historii MMA. Wszystko złożyło się dla Irlandczyka idealnie – zbudował świetną formę sportową i perfekcyjnie zaplanował wszystko biznesowo. I to na kilka kroków do przodu.

Po UFC 202, nikt nie mógł już powiedzieć, że Irlandczyk nie może bić się wyżej i dowolnie skakać po kategoriach wagowych. Może być champ-champ i tak się właśnie stało.

W osiem miesięcy od swojej trzeciej (a pierwszej znaczącej) porażki w karierze, McGregor bez litości obija Eddiego Alvareza. Walka to majstersztyk – genialnie zrealizowany plan, spektakularny nokaut i po raz pierwszy w historii dwa pasy u jednego zawodnika równocześnie. Conor rozdaje karty, jego plan się powiódł. Jego droga to pokaz biznesowego geniuszu połączonego z wybitnymi umiejętnościami sportowymi. Mieszanki która z zawodnika, który w styczniu 2015 roku jechał do Niemiec walczyć z Denisem Siverem, zrobiła w niecałe dwa lata największą gwiazdę w historii tej dyscypliny. I tego nie osiągnął żaden szalony Irlandczyk – nie wierzcie w te bajki. To projekt bardzo inteligentnego człowieka biznesu.

Sprzedać swój mit za miliony dolarów

Wywindował się na sam szczyt, zrealizował swój plan. Teraz trzeba było złamać kolejną barierę finansową i zapewnić sobie takie pieniądze, o jakich żaden zawodnik UFC nie mógł nawet marzyć. Bam – zawalczmy więc z tym, który pieniądze na sportach walki umie robić, jak nikt inny. Więc wymyślił i wypromował walkę, która nie miała prawa wypalić. Niczym taran zmusił UFC, żeby za nim poszła. Pomyślcie sami, czy Wy wierzyliście, że to się może zdarzyć? Ja nie.

I tu rozpoczął się brutalny proces świadomej egzekucji własnego mitu. Żeby móc zrobić tak niewyobrażalnie wielki money fight McGregor musiał przejść do boksu. Czy miał tam szanse? Bliskie zeru. Wiara w ten jeden luj ogłuszacz, przeciw Floydowi była naiwnością. Ja nawet nie wiem, czy Conor ją miał, ale pojedynek wypromował z taką pewnością siebie, że pół świata w nią uwierzyło. Z pełną odpowiedzialnością zapędził miliony ludzi, żeby oglądali, jego porażkę. Żeby hejterzy delektowali się memami z jego uślinioną gębą, kiedy jego kardio i ciosy Mayweathera sprawiały, że miał dość. No ale kasa się zgadzała.

Ale to jeszcze nie była ostateczna egzekucja mitu. To jeszcze nie był szafot, a bardziej… upokarzająca chłosta na oczach gawiedzi. Wciąż jeszcze żył przecież Notorious MMA. Podwójny mistrz, który co prawda tytuły potracił, ale tylko przez nieaktywność. Miliony wciąż wierzyły, że wróci do MMA i pozamiata.

Więc wrócił, ale poprzedził swój powrót bardzo cwanym zabiegiem – niewalczeniem. Zauważcie, że Irlandczyk walczył zazwyczaj po 2-3 razy w roku. Nagle, po walce z Eddim przestał walczyć wcale. Kontuzje? Nie. Trudne sytuacje życiowe? Nic z tych rzeczy. W ten sposób podbijał wagę swojej kolejnej walki do poziomu kosmicznego. Chyba nikt nigdy na to wcześniej nie wpadł (GSP o taki cynizm nie posądzam). W międzyczasie oczywiście nie daje o sobie zapomnieć. A to jakiś wózek w autobus, a to jakiś twitterowy beef, czy inne dziwne zachowanie owocujące problemami z prawem. Nie walczył, a wciąż był największym nazwiskiem w całym rosterze. Nie miał tytułów, a i tak każdy wolałby walczyć z nim, niż o wszystkie pasy razem wzięte.

Wreszcie, łaskawie, po niemal dwóch latach braku aktywności w oktagonie, wraca. Jest to chyba najbardziej wyczekiwany powrót w historii mma (może obok GSP). Znowu zainteresowanie sięga gwiazd, znowu biznesman liczy pieniądze. A, że wybrał dla swojego sportowego alter ego przeciwnika najgorszego z możliwych? Tym lepiej – świat dzieli się na tych, którzy cieszą się, bo na pewno dostanie bęcki oraz tych, którzy podziwiają odwagę szalonego (sic!) Irlandczyka! I jedni i drudzy zapłacą.

Tak kolejne bariery PPV przebiła UFC 229 – Conor McGregor vs Khabib Nurmagomedov. Kolejny wielki sukces, którego kosztem była walka z przeciwnikiem, spod ktorego w życiu nie wstanie. Z rywalem, który obala, jak nikt inny, więc wszystkie proste wyrzuty bioder nie zadziałają. Tu były tylko dwie opcje – trafi na początku pierwszej, albo drugiej rundy, albo nie trafi i przeleży całą walkę pod dagestańskim materacem. Oczywiście aż do momentu jakiegoś poddania. I tak się stało. Niepokonany Notorious wtedy właśnie zginął. Poszedł na ten szafot, sadzając na widowni setki milionów ludzi. Wszyscy zobaczyli, że nie stoi przed nimi mityczny celtycki wojownik z zielonej wyspy, tylko… człowiek. Notorious przestał być już potrzebny.

Dodatkowo Conor – biznesmen celowo nakręcił okropną wprost atmosferę, której stał się zresztą ofiarą po walce. Zrobił wszystko, żeby wywołać skrajne emocje i móc sprzedać się jak najdrożej. I udało mu się to.

Pamiętam, jak zapytano JJ, czy mogłaby zawalczyć z Amandą Nunez. Nasza wspaniała mistrzyni uśmiechnęła się i powiedziała, że nie miałaby żadnych szans. Słowem – odpowiedziała jak realnie myślący sportowiec, a nie jak bizneswoman, która traktuje swoją twarz, jak coś, co można oddać do zdemolowania za pieniądze. Conor myśli inaczej, bo on takie rzeczy kalkuluje – 20 minut upokorzenia, parę tygodni hejtu, a potem wygodne życie dla siebie, rodziny, czy nawet przyszłych wnuków (jego własne słowa). Nie wiem tylko, czy bić mu za to brawo, czy kręcić głową z niedowierzaniem.

I co teraz?

Dziś już to wiemy – McGregor wraca na walkę z Donaldem Cerrone. To rywal zdecydowanie wygodniejszy, niż Khabib i Mayweather, co nie znaczy, że łatwy. Szczególnie w limicie 170 funtów. No właśnie. Skąd ten szalony limit? Po co to Conorowi? Przecież tym razem rywal nie bierze walki na 11 dni przed, jak Diaz i nie będzie miał problemów z cięciem. Olśnienie nastąpiło po obejrzeniu podcastów Chaella Sonnena i Brendana Schauba. Przecież pojawił się ostatnio ktoś, kogo gwiazda świeci tak mocno, że może wygenerować ogromne pieniądze. I po nie chce sięgnąć McGregor. Słowem Conor chce udowodnić Danie, że nie jest zbyt mały dla Masvidala. Chcę ponownie, jak w przypadku Mayweathera, zmusić go, do wali której tamten nie chce promować.

Do tego przypuszczam, że nęci go BMF Belt. Ktoś inny wpadł na coś, co zażarło wprost niesamowicie. Na coś genialnego biznesowo, a równocześnie bardzo bliskiego obecnemu wizerunkowi Conora – faceta rzucającego wózkami, mającego problemy z prawem, mafią i bijącego starszych ludzi po barach. BMF jest dla niego stworzony. A w każdym razie walka o niego sprzeda się niesamowicie. Więc ponownie – ryzykuje. Walka z Cerrone będzie przez ten limit trudniejsza, ale jeśli ją wygra przestanie być za małym mężczyzną dla Jorge. White nie będzie przekonany? To może tak w okolicach wakacji domknięcie trylogii z Natem? McGregor udowodnił, że ma szansę pokonać Diaza. Conor rzuca kośćmi i to dwa razy – jeśli mu się uda – obstawiam McGregor vs Masvidal o pas BMF pod koniec 2020, albo na początku 2021 roku. I kolejne przebicie rekordów PPV. A że szanse ma jedynie iluzoryczne? Co z tego – przyszłe wnuki już teraz mogłyby liczyć swoje pieniądze.

Sprawdź także: Z archiwum UFC: Powrót do przeszłości!


Data publikacji: 9 grudnia 2019, 19:49
Zobacz również
Na tej stronie są wykorzystywane pliki cookies. Stosujemy je w celach zapewnienia maksymalnej wygody przy korzystaniu z naszych serwisów. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki oraz akceptujesz naszą politykę prywatności.

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.